czwartek, 15 lipca 2010

Spełnione marzenia wakacyjne


Witam Was milutkie Pandy!
Bardzo się cieszymy, że tak dużo osób doszło do wspólnego blogowania o naszym życiu na Panfu.
I bardzo przepraszam, że nie mogłam z Wami dzielić naszych dni na blogu Redakcji Panfu i miło będę wspominać naszego stare bloga.
Może już przejdę do rzeczy :).

Rankiem wstałam i bardzo się cieszyłam, że pojadę do mojego kolegi, który mieszka nad morzem Panfu. Poszłam spakować rzeczy. Już o 13.00 byłam gotowa wejść do autobusu, byle jakiego, tylko żeby można było tam pojechać. Cała grupa cieszyła się, bo przejechaliśmy połowę drogi. Niestety nie było gdzie zatankować, więc czekaliśmy aż podjedzie inny autobus, a może nawet autokar. Bardzo się niecierpliwiłam, więc poszłam wypożyczyć konia na całe 3 doby. Troszkę to mnie kosztowało. Koń był śliczny, ale strasznie zmęczony, i dlatego zrobiłam godzinny postój na wsi.
Poprosiłam rolnika, aby mi dał trochę siana i wody. Mocno mu podziękowałam, bo już nie miałam pieniędzy, lecz obiecałam, że się odwdzięczę. Więc zostałam na dwie godzinki i pomagałam przy żniwach. Jeździłam ciągnikiem i robiłam snopki i bale, a rolnicy dawali je do drugiej przyczepy doczepionej do traktora. Pojechaliśmy dalej. Już myślałam, że mnie nic nie spotka, a tu nagle był wielki korek na drodze, a koń skakał jak szalony. Lecz szybko zauważyłam duży las i dróżkę, która do niego była, więc ja poszłam. Po trzech godzinach już byłam na miejscu, a mój kolega oprowadził mnie po swoim malutkim miasteczku. Bawiliśmy się do upadłego, a potem zasnęliśmy na stojąco, jak koń, który pilnuję stado.

Papa
Dziennikarka: Naliaaa1

0 komentarze:

Prześlij komentarz