-Levy, wstawaj, zaraz szkoła! - krzyknęła do mnie moja mama.
-Mamo... Jeszcze pięć minut... - odpowiedziałem zaspany.
-Żadne pięć minut! Szybko! Wychodź z łóżka i szykuj się do szkoły! Tylko ubierz się ciepło, bo jest bardzo zimno!
-No dobrze... - powiedziałem z niesmakiem. -Ale mamo, jutro jest wigilia, a my nadal nie mamy choinki ani czegoś takiego.
-No cóż Levy, w te święta raczej nie będziemy mieli choinki... - odpowiedziała mama.
-Ale święta bez choinki są jak... No są jak.. Nie wiem co, ale są okropne! - powiedziałem ze smutkiem.
-Ok. Już dobrze. Pogadamy o tym później. A teraz leć do szkoły. Tylko nie zapomnij wziąć kombinezonu. Pa! - krzyknęła do mnie mama zza drzwi.
Pa... - odpowiedziałem cicho.
Poszedłem na Plażę i jak zwykle popłynąłem do Podwodnej Szkoły. Było to dosyć trudne, bo woda była bardzo zimna i gdzie nie gdzie był lód. Gdy tam dotarłem - cóż, to co zwykle: pandy przebierały się z mokrych kombinezonów, a Manny ciągle suszył tamten pokój... Potem zaczęły się lekcje - a to ktoś gada, a to ktoś robi papierowe samolociki albo rysuje panią Kiarę kiedy Krucio zamienia ją w kamień lub coś w tym stylu. Ja nie należę do grona prymusów. Raczej gadam przez wszystkie lekcje i dostaje linijką po łapkach. Po lekcjach spytałem mojego kolegę Roberta czy odbierze ze mną prezenty ze skarpetek. On powiedział, że też jeszcze ich nie odebrał i z chęcią ze mną pójdzie. Ja zgasiłem śnieżką ogień dla niego, a on dla mnie. Na końcu powiedziałem do niego:
-Wiesz, mnie i tak te ozdoby się nie przydadzą, bo nie będziemy mieli choinki...
-Serio? - spytał Robert.
-Serio, serio. A może przyjdziesz do mnie do chatki?
-Dobra. I tak nie mam nic do roboty - odpowiedział.
Ok, to chodź.
cdn.
0 komentarze:
Prześlij komentarz