niedziela, 2 stycznia 2011

Motorówką popłynełam hen w dal. A gdzie? Dowiesz się sam!

Hej! Opowiem Wam o mojej wielkiej przygodzie, która zdarzyła się
tydzień temu. Niestety musiałam otrząsnąć się z wrażeń, a opowiem Wam
o dziwnej wyspie.
Tydzień temu postanowiłam odwiedzić Bar Piratów. Restauracja była niestety zamknięta.
Bardzo chciałam napić się ciepłej czekolady. Nie wiedziałam, czy ją dostane w
Barze Piratów.
Gdy byłam już obok drzwi, ktoś mnie zawołał:
- Hej, Stella! Pomóż mi. Coś nie tak jest z moją łodzią! - krzyknęła obca panda.
Skąd do licha ona zna moje imię? Postanowiłam ją zignorować. No ale jak można

ignorować pandę, która domaga się odpowiedzi? Krzyczała i krzyczała wniebogłosy. Trochę mnie to zirytowało, ale cóż zrobić? Nagle pod moimi nogami zauważyłam przemoczoną, chyba dzisiejszą gazetę.
Na pierwszej stronie widniało moje zdjęcie z wielkim nagłówkiem powyżej
"Stella uratowała Bolisia wspaniałej reporterki Elli". No tak. Teraz wiedziałam skąd tamta nieznajoma panda znała moje imię. Teraz każdy je znał.
Zawsze bałam się motorówek i głębokiej wody, lecz jednak podeszłam do pandy:
- Słucham? - spytałam uprzejmie.
- Nareszcie przyszłaś! Proszę, pomogłabyś mi w naprawię motorówki?- odpowiedziała nieznajoma.

- Eh, nie znam się za bardzo na motorówkach.
- Podasz mi tylko tą skrzynkę nic więcej.

- No dobrze.
Podbiegłam byle najszybciej do skrzynki. Gdy weszłam na motorówkę obca panda szybko z niej wysiadła i odcięła sznur przyczepiony do jakiegoś gwoździa.
Krzyknęłam ze strachu, gdy panda rzucała kamieniami w lód. Roztopił się, a ja zaczęłam płynąć w stronę morza. Słyszałam już tylko śmiechy nieznajomej.

Spanikowałam. Byłam tak przestraszona i zmęczona płaczem, że zasnęłam.
Jak długo spałam? Nie wiem. Wiedziałam tylko, że jestem bardzo głodna.
Wyciągnęłam z torebki jabłko, trzy pierniczki, skwaśniały ser topiony i stary chleb.
- Świetnie - powiedziałam do siebie i zaczęłam zjadać jabłko. Później pochłonęłam dwa pierniczki. Strach mnie nie opuszczał. Nagle zauważyłam mały punkcik gdzieś daleko na północny wschód. Zanurzyłam łapki w wodzie i machałam nimi jak oszalała. Zamarzły. Co ja sobie myślałam? Tu trzeba było mieć wiosła.
Zaczęłam dmuchać na przemarznięte łapki i... znowu zasnęłam.

Gdy się obudziłam, znalazłam się w dziwnym miejscu. To był chyba port, ale nie Stary Port mojej kochanej wyspy, tylko jakiś... inny.

Nie podskawiłam ze szczęścia. Motorówka stała w miejscu. Wszędzie był lód i śnieg. Jeszcze jakiś szop wpakował mi się na motorówkę i zabrał torebkę. Stałam jak mur i patrzyłam. Zaraz nabiegło z setki takich szopów. Cisnęłam kołem ratunkowym, które znalazłam w motorówce w szopa, który pochłaniał ser.
Ten zakwiczał i zwiał z moją torebką. Zbiegł się tłum zwierzaków. Niektórzy skakali z mostu na motorówkę. Uciekłam i wpadłam na jakiegoś innego szopa, który siedział przy ognisku. On poprosił mnie, żebym poszła za nim. Nie miałam wyboru. Popatrzyłam ukosem na motorówkę, którą oblazły te zwierzaki.
Doszłam do chatki na drzewie. Była bardzo duża. Ściany były koloru zielonego i wszędzie zwisały żyrandole. Na podłodze leżał szeroki dywan. Wszędzie były okna. Naliczyłam ich 12. Wszystkie były małe i dziwnie zwisały. Usiadłam na kanapie i opowiedziałam szopowi o mojej przygodzie. On przeprosił mnie za wszystkich jego "kolegów" i pobiegł na strych. Siedziałam tak na kanapie i patrzyłam na płatki śniegu tańczące na wieczornym niebie. Zauważyłam kominek. Podeszłam do niego i zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Szop wrócił z plecakiem.
Powiedział mi jak łatwo mogę wrócić do domu nie używając motorówki, ani helikoptera. Podał mi plecak i zaprowadził na dwór:
- Gdzie mieszkasz? - spytał.
- Oh. Na wspaniałej wyspie, a nazywa się Panfu - odpowiedziałam rozmarzonym głosem.
Usłyszałam parę stukań i... poleciałam! Byłam 5... 10... 15  lub więcej metrów nad ziemią. Leciałam w stronę morza. Zrobiło mi się nie dobrze, ale nadal byłam zachwycona. Leciałam bardzo długo. Po trzech godzinach ujrzałam mały zielony punkcik. Tak, to nasza wyspa! Gwałtownie przyśpieszyłam i... w mgnieniu oka znalazłam się w Starym Porcie. Uradowana pobiegłam do mojej chatki.
Położyłam plecak na łóżku i zrobiłam sobie herbatkę z bambusa.
Tyle wrażeń. Ahh. Chciałabym polecieć tam jeszcze raz. Podziękować za wszystko szopowi. Może oprowadziłby mnie po jego wyspie? To było lepsze niż moja stara przygoda w górach.