Od jakiegoś czasu dorabiam sobie w Lodziarni. Wczoraj moja szefowa podeszła do mnie i zmierzyła mnie wzrokiem. Była dość gruba, a nosiła ubrania dla zgrabnych i wyglądała... no domyślacie się.
-Chciałabyś być modelką? - spytała ni stąd ni zowąd. Zdziwiłam się. Byłam dużo chudsza od mojej szefowej, ale pandy z moją figurą nawet nie marzą o byciu modelkami. Zdziwiona pytaniem odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nigdy o tym nie myślałam - przyznałam. Po chwili pomyślałam, że szefowa uważa, że mam zadatki na modelkę.
- Czyżby?
- A uważa pani że powinnam? - spytałam, a szefowa uśmiechnęła się w sposób, który mi się nie bardzo podoba. Był to chytry uśmiech. Nie wiedziałam o co chodzi. Dzisiaj już wiem. Tak, oto ja w stroju Egipcjanki.
Musiałam zwyczajnie podawać lody w kostiumie Kleopatry i do tego dostałam nowe zadanie - dostarczać lodowe torty na zamówienie. Na zamówienie! A gdy ktoś dzwoni mówić - "Tu lodziarnia z Panfu, mówi Kleopatra, zachęcam do zamówienia Przysmaku Faraona."!
Dziś zadzwonił jeden dziwny telefon.
-Tu Lodziarnia z panfu, Kleopatra przy telefonie, właśnie powstał nowy tort owocowy, "Egipska Oaza". - powiedziałam monotonnym głosem.
-Witam. Chciałabym zamówić tort lodowy dla wnusi z napisem "Żyj nam sto lat Lilko". - powiedział głos pandy w średnim wieku.
-Tort lodowy, urodzinowy. - dyktowałam to co zapisuję w notesie. - Zapisane. Na jaki adres to mamy dostarczyć?
-Chmm... chiński domek za rzeką. - Powiedziała, a ja zapisałam i się rozłączyłam. Podeszła Vera, ruda panda, która zawsze nosi dres, a włosy upina w kitkę. Pracuje jako dostawca.
-Co jeszcze? - spytała dość niskim głosem. - Bo ja już jadę.
-Czekaj. Powiedz panu Klausowi, by zrobił na torcie "Śmietankowe góry" takie życzenia z lukru. - podałam Verze karteczkę z notatkami. Panda popatrzyła na nie. Poszła za zaplecze i przyniosła mi paczkę.
-No to zanieś to, tik tak! - powiedziała twardo wręczając mi dość brutalnie paczkę. - Zanieś do... "chińskiego domku za rzeką"! - Wyczytała moje gryzmoły, a ja zrozumiałam swój błąd. Cały dzień go szukałam, ale jak tort zaczął mi się roztapiać odłożyłam go do lodówki w Lodziarni i w stroju zwykłym (nie kostiumie Kleopatry) szukałam go. W końcu poszłam do Kamarii, a po drodze rzuciłam oko na widok z balonu między Wierzą Kamarii a Salą Balową. I już wiedziałam gdzie ten domek!
Tak, oto byłam na urodzinach małej pandy Lilki. Było bardzo miło ;)
Naprawdę! Tak czy siak, cieszę się, że w ogóle przyjęłam to zamówienie.
-Chciałabyś być modelką? - spytała ni stąd ni zowąd. Zdziwiłam się. Byłam dużo chudsza od mojej szefowej, ale pandy z moją figurą nawet nie marzą o byciu modelkami. Zdziwiona pytaniem odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Nigdy o tym nie myślałam - przyznałam. Po chwili pomyślałam, że szefowa uważa, że mam zadatki na modelkę.
- Czyżby?
- A uważa pani że powinnam? - spytałam, a szefowa uśmiechnęła się w sposób, który mi się nie bardzo podoba. Był to chytry uśmiech. Nie wiedziałam o co chodzi. Dzisiaj już wiem. Tak, oto ja w stroju Egipcjanki.
Musiałam zwyczajnie podawać lody w kostiumie Kleopatry i do tego dostałam nowe zadanie - dostarczać lodowe torty na zamówienie. Na zamówienie! A gdy ktoś dzwoni mówić - "Tu lodziarnia z Panfu, mówi Kleopatra, zachęcam do zamówienia Przysmaku Faraona."!
Dziś zadzwonił jeden dziwny telefon.
-Tu Lodziarnia z panfu, Kleopatra przy telefonie, właśnie powstał nowy tort owocowy, "Egipska Oaza". - powiedziałam monotonnym głosem.
-Witam. Chciałabym zamówić tort lodowy dla wnusi z napisem "Żyj nam sto lat Lilko". - powiedział głos pandy w średnim wieku.
-Tort lodowy, urodzinowy. - dyktowałam to co zapisuję w notesie. - Zapisane. Na jaki adres to mamy dostarczyć?
-Chmm... chiński domek za rzeką. - Powiedziała, a ja zapisałam i się rozłączyłam. Podeszła Vera, ruda panda, która zawsze nosi dres, a włosy upina w kitkę. Pracuje jako dostawca.
-Co jeszcze? - spytała dość niskim głosem. - Bo ja już jadę.
-Czekaj. Powiedz panu Klausowi, by zrobił na torcie "Śmietankowe góry" takie życzenia z lukru. - podałam Verze karteczkę z notatkami. Panda popatrzyła na nie. Poszła za zaplecze i przyniosła mi paczkę.
-No to zanieś to, tik tak! - powiedziała twardo wręczając mi dość brutalnie paczkę. - Zanieś do... "chińskiego domku za rzeką"! - Wyczytała moje gryzmoły, a ja zrozumiałam swój błąd. Cały dzień go szukałam, ale jak tort zaczął mi się roztapiać odłożyłam go do lodówki w Lodziarni i w stroju zwykłym (nie kostiumie Kleopatry) szukałam go. W końcu poszłam do Kamarii, a po drodze rzuciłam oko na widok z balonu między Wierzą Kamarii a Salą Balową. I już wiedziałam gdzie ten domek!
Tak, oto byłam na urodzinach małej pandy Lilki. Było bardzo miło ;)
Naprawdę! Tak czy siak, cieszę się, że w ogóle przyjęłam to zamówienie.