sobota, 7 sierpnia 2010

O tym jak Klaun z nad Jeziora zgubił swojego przyjaciela.

Czółko Pandy! Wiecie dlaczego mam dzisiaj taki dobry humor? Bo mam dzisiaj imieniny! Tak, zgadza się! Dzisiaj jest Klaudii. Postanowiłam więc wyjść z mojej chatki na spacer. Poszłam prosto do Jeziora Woobisiów. Spotkałam tam Klauna. Mało go znam.

Właściwie to tylko daje mi koła do napompowania do zjechania ze zjeżdżalni nad Jeziorem.

Weszłam do wody, a po dłuższym zastanowieniu podeszłam do klauna.
-A witaj pando. Masz bardzo dobry humor, a ja lubię gdy wesołe pandy przychodzą nad Jezioro. To chyba najszczęśliwsze miejsce na Panfu.
-Tak. Bardzo to miejsce lubię, a cieszę się, bo mam dzisiaj imieninki! Łii!- Zapiszczałam podekscytowana.
-To się cieszę. Ach! Pewnie chcesz nadmuchać koło do pływania? - Zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął wyciągać takowe z torby.
-Nie, nie! Dziękuję Ci bardzo. Mam do pana pytanie.
-Zamieniam się w słuch! - Powiedział i chyba podskoczył.
-Dlaczego pan tu rozdaje koła? Przecież pandy mogłyby same brać koła. No i lubi pan tak Woobisie? Dlaczego? - Spytałam i chyba trafiłam w czuły punkt klauna. Wargi mu zadrżały. Usiadł i pokazał gestem bym zrobiła to samo. Usiadłam.
-To jest długa historia, a ja nie chcę cię zanudzać. - Powiedział, a mi serce zabiło.
-Ależ proszę mnie zanudzać! Po to tu przyszłam! - Powiedziałam i po minie klauna zrozumiałam, że złych słów użyłam. - Mnie to naprawdę ciekawi.
-No dobrze.

Kiedy byłem mały, na Panfu nie było San Franpanfu, Wyspy Piratów, Portu, Toru wyścigowego... no i Woobisiów! Były tylko Bolisie. Ja mieszkałem w bardzo biednej pandziej rodzinie i nie miałem Woobisiów. Mój ojciec był żeglarzem i kiedyś popłynąłem z nim. Znalazłem na jakiejś odległej wyspie malutkie stworzonko. Malutkie rudziutkie stworzonko! Miał za główką znamię w kształcie literki "W", więc nazwałem go Wobi. Był tak samo rudy jak ja. No i był tak samo wyśmiewany ("Co to ma być?! Rudy Boliś? Taki dziwny? Paskudny jak ty!") przez rówieśników jak ja. Wobi był moim najlepszym przyjacielem. Kiedy widział, że łzy mi spływały po futerku podchodził i zlizywał je, a potem kładł się na moich kolanach i zasypiał. Jednak pewnego dnia zniknął! Po prostu zniknął! Kiedy przywieziono Woobisie na wyspę, chciałem być ich opiekunem nad Jeziorem Woobisiów. Ale Woobiego nigdy nie odnalazłem. -Skończył opowiadać. Łza zakręciła mi się w oku, więc powiedziałam, że już muszę iść. Szłam szlochając, a gdy doszłam do Zamku i weszłam do środka. Usiadłam przed Dyskoteką. Nagle zobaczyłam rudego Woobisia (wyglądającego na dość starego) z czymś w rodzaju "N" pod główką. Zaczął mnie lizać.

"Niee" pomyślałam "To nie może być Wobi". Poszłam na Wieżę Kamarii i zapytałam ją co to za zwierzątko.
-Och, kiedyś znalazłam dwa Woobisie w małym przejściu do Zamku. To jest ich dziecko.
-A gdzie są oni?! -Spytałam spoglądając kątem oka w okno, z którego było widać Dyskotekę.
-Ona... chodzi gdzieś po Dżungli, a on... zniknął kilka lat temu. Zostawił żonę i syna. Okropne! - Wykrzywiła się Kamaria. Zbiegłam więc z Wieży i pognałam nad Jezioro Woobisiów. Opowiedziałam to dla klauna, a on wytrzeszczył oczy.

-Znalazł sobie żonę. - Powiedział smutno patrząc na czubki swoich butów. - Też się cieszę.

Próbowałam go pocieszyć. Ale na próżno. W końcu nie przyszło mi nic innego do głowy. Poszłam na zamek, wzięłam synka Wobiego. Pomyślałam, jakby go tu nazwać. W końcu zabrakło mi pomysłów i mówiłam do niego po prostu - Mały. Gdy pokazałam Małego dla Klauna, ten od razu się rozpromienił. Zaczął odwiedzać Małego i jego mamę na zamku. Jego mama była biała w kropki. Klaun mówił na nią Kopla, Biała Glumina Kropella. Ale ja mówiłam Kropka.

W końcu pewnego dnia zobaczyłam jak klaun bawi się z... kimś dużo starszym od Małego. Był to... staruszek. Stary Woobiś nie mógł prawie się poruszać. Jednak klaun dawał radę.
-Co to? Kto to?
-To Wobi! Tez mnie szukał! Szukał mnie cały czas! - Krzyczał Klaun i skakał z Wobim na rękach.
Teraz cała rodzinka mieszka w jeziorze. Ale czasem możecie zobaczyć Kropkę w Dżungli, a Małego na Zamku. :)

1 komentarze:

Prześlij komentarz