środa, 27 października 2010

Zwykły - niezwykły dzień...

Hej Pandy!

   Co u Was słychać? Bo ja się czuje jakoś tak zwykle - niezwykle... Pewnie zapytacie "dlaczego?". Otóż... Hm... Sami się dowiecie: Dziś rano wstałam baaaardzo późno. Zjadłam na śniadanie przepyszne tosty z bambusem. Następnie udałam się na basen, aby nieco popływać i spalić zbędne kilogramy (których sporo zostało mi z wakacji hi hi hi). Ratownik spytał się mnie, czy coś jadłam w przeciągu ostatniej półgodziny. Odpowiedziałam zgodnie z prawną, że tak ale minęło już dokładnie dwadzieścia pięć minut. Kazał mi zaczekać jeszcze pięć, ale ja jak zwykle niecierpliwa zignorowałam go i prędko wskoczyłam do basenu myśląc "co takiego się może stać?". Ku mojemu zdziwieniu woda zamiast jak to ma zwyczaju wypychać moje pandzie ciałko na powierzchnię basenu zaczęła mnie wciągać ku jego głębi. Ogromnie się przeraziłam. Nie mogłam wypłynąć! Już miałam płynąć do drabinki aby jak najprędzej wynurzyć się z tej zdradliwej otchłani, kiedy ujrzałam przed swoim noskiem mały błyszczący przedmiot. Chwyciłam go zwinnym ruchem i... w tym momencie zostałam z basenu wyciągnięta przez ratownika za nogę. Patrzył na mnie wystraszonym wzrokiem. -Nic Ci nie jest? - zapytał. -N... Nie.. Chyba nic... - odparłam równie wystraszona jak on. -Dobrze, że nic Ci się nie stało - odetchną z ulgą. Postanowiłam zaczekać jeszcze co najmniej półgodziny zanim ponownie zdecyduję się wejść do wody. Usiadłam na jednym z leżaków jak najdalej wody, chwyciłam gazetę, którą ze sobie przyniosłam. Nie była zbyt ciekawa w związku z czym odłożyłam ją po paru minutach. Kiedy tak znudzona leżeniem, wygrzewając się na słońcu przypomniałam sobie o moim "basenowym" znalezisku. Ów przedmiot leżał właśnie na trawie obok mnie, chwyciłam go w moją łapkę po czym zbliżyłam do oczu. To był pierścionek! I... i... i to w dodatku zaręczynowy! Pomyślałam sobie o jakiejś szczęśliwej parze, o parze, którą w dodatku stać na takie drogie błyskotki. W moim pandzim serduszku pojawiła się zawiść. -A to miał być taki miły, zwyczajny dzień - pomyślałam rozgniewana. Postanowiłam nie oddać pierścionka.
   Następnego dnia zauważyłam, że w San Franpanfu wiszą informację o zaginionym pierścionku. W Mieście to samo, na Zamku Kamaria pocieszała jakąś ładną, zapłakaną, młodą pannę w sukni ślubnej. Jaką ona miała suknię! Z dwumetrowym trenem! -Dziś miał być mój najważniejszy dzień w życiu! - płakała wtulając się w Kamarię, która za wszelką cenę próbowała ją pocieszyć. -Nie martw się. Twój pierścionek na pewno się znajdzie... - mówiła co chwilę wróżka przytulając zapłakaną dziewczynę. W tym momencie postanowiłam, że oddam pierścionek, już sięgałam do kieszeni, kiedy nagle zorientowałam się, że zostawiłam pierścionek na Basenie. Zaczęłam płakać, jak ja mogłam zrobić coś tak paskudnego? W moim pandzim serduszku coś pękło. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. To było straszne. Zauważyła mnie Kamaria, która wciąż pocieszała pannę młodą. -Co się stało? - zapytała. -Ja... Ja... j... ja... - nie potrafiłam powiedzieć nic poza tym. W końcu mi się udało: -Ja znalazłam jej pierścionek, ale... ale... ja go zgubiłam! - krzyknęłam i ponownie zaniosłam się płaczem. -Nie martw się, znajdziemy go - powiedziała Kamaria i poklepała mnie po ramieniu, po czym wróciła, aby opowiedzieć całą historię pannie młodej. Kiedy wszystkie się uspokoiłyśmy poszłyśmy na Basen poszukać pierścionka. -Tam jest! - krzyknęła panna młoda (jeszcze w sukni ślubnej) i wskoczyła do Basenu. Po chwili wynurzyła się z wody z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Kamaria wysuszyła jej suknię magicznym zaklęciem i wróciłyśmy na Zamek, gdzie czekał już pan młody. Zostałam gościem honorowym na ich weselu i razem z innymi zaproszonymi tańczyłam do rana. Jak to dobrze, że wszystko dobrze się skończyło!

PS. Ciekawicie się dlaczego ten dzień był taki zwykły-niezwykły? Zwykły dlatego, że historia ta działa się na Panfu, gdzie takie niezwykłe rzeczy zdarzają się codziennie! :)

Wasza dziennikarka Zubika

0 komentarze:

Prześlij komentarz