-Ok, to chodź - powiedziałem do Roberta. Gdy doszliśmy do mojej chatki mama nadal była w pracy, więc czterema słowami - cały dom dla nas. Porobiliśmy to, co zwykle robi się po szkole, czyli odrabianie lekcji, a potem leniwienie się przez cały dzień. I oczywiście trochę pogadaliśmy...
-Wiesz, może ja zamiast Lisy kupię tą choinkę? Co o tym myślisz? - spytałem się Roberta.
-Levy, a ty wiesz ile ona kosztuje?
-Właściwie to nie, ale może mi wystarczy... Może...
-Ja myślę, że nawet jak się ze mną złożysz, to ci nie wystarczy - odpowiedział Robert.
-A złożysz się ze mną? - zapytałem.
-Nie. Zbieram na deskorolkę i muszę oszczędzać.
-Ale z ciebie kumpel... - wymamrotałem.
-O nie, tym razem nie nabierzesz mnie na te swoje psychologiczne sztuczki. A teraz muszę iść. Pogadamy jutro.
-Jutro to ja wyjeżdżam do innego miasta!
-Więc akcje "choinka" wykonasz sam.
-Tak... Sam... - powiedziałem smutno do siebie. Gdy tylko Robert zamknął za sobą drzwi wziąłem portfel i pobiegłem do sklepu. Spytałem się sprzedawcy, czy mają jeszcze jakąś choinkę, a on jak na złość odpowiedział:
Niestety. Wczoraj sprzedałem ostatnią...
-Nie wytrzymam... Nie ma nawet takiej malutkiej choineczki? - spytałem z poddaniem się w głosie.
-Nie, nie ma nawet najmniejszej choinki. Ale może pan ściąć jakąś choinkę z mrocznego lasu...
-Ale mroczny las jest taki... mroczny...
cdn.
0 komentarze:
Prześlij komentarz