niedziela, 31 października 2010

31 października...

Witajcie Drogie Pandy! Wiecie jaki dziś dzień? Podpowiem wam: zaczyna się na "h", a kończy na "n". Tak jest! To Halloween! Z okazji tego święta postanowiłam pójść na tą imprezę na Sali Balowej. Powiem Wam, że to nie był taki zły pomysł. Spotkałam podczas tej imprezy mojego kolegę Olka55555 . Świetnie się z nim bawiłam :) . Trochę tańczyliśmy, odrobinę gadaliśmy, ale duchów nie spotkaliśmy :( Szkoda..., ale to nie wszystko. Spotkała mnie pewna przygoda podczas tej imprezy. Nad naszymi głowami latały całkiem spore nietoperze. Trochę się martwiłam, czy jeden z nich mnie nie porwie. Powiedziałam o moim zmartwieniu mojej koleżance Julce, która poszła ze mną na imprezę. I wtedy to się stało. Wykrakałam! Jeden z nietoperzy podleciał do mnie i złapał za mój plecak. Nagle nie czułam ziemi pod stopami. 



Krzyczałam: "Ratunku! Pomocy! Nietoperz mnie złapał!". W jednej chwili wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć. Nietoperz wyleciał z Sali Balowej. Zaczął lecieć przez całe Panfu. Znużona tym lotem zaczęłam przysypiać, ale w tej chwili nietoperz wylądował. Kiedy postawił mnie na ziemi nie wiedziałam gdzie jestem. Potem dopiero skapnęłam się, że jestem na Górze Czaszki. Myślałam: "Po co ten nietoperz mnie tu zabrał?" . Zauważyłam, że coś leży na ziemi. Przykucnęłam obok tego. Był to malutki, ranny nietoperz. -A więc po to mnie tu zabrał - pomyślałam. Wyjęłam z plecaka moją podręczną apteczkę i zaczęłam opatrywać zwierzę. Jak już dokończyłam mały nietoperz poczuł się dużo lepiej i mógł nawet latać. Nie był jeszcze o pełni sił, więc postanowiłam zanieść go do weterynarza. Mój duży przyjaciel Ratownik (Tak nazwałam nietoperza) towarzyszył mi cały czas w drodze do lekarza zwierząt. Kiedy już doszłam i Pani Lili obejrzała Juniora (tak nazywa się mały nietoperz), stwierdziła, że podczas drogi tu wypoczął na tyle, by móc żyć samodzielnie, ale powiedziała, abym wzięła go do domu i przyprowadziła go za tydzień. Jako że Ratownik nie chciał odstąpić Juniora ani na krok, musiałam również przygarnąć i go. Tydzień później znów poszłam do Pani Lili, a ona stwierdziła, że można go wypuścić na wolność. Było tylko jedno ale... moi koledzy nie chcieli polecieć na wolność, więc przygarnęłam ich na zawsze.



To już koniec opowiadania :) Do usłyszenia!

Wasza Pelagia1999 :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz